Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

zwrócił o opiekę do władz. Nie chciał tego uczynić, widocznie w obawie skandalu.
— W obawie skandalu! — mruknął komisarz, domyślając się zapewne, jak i ja poprzednio, że Gerc obawiał się tak postąpić, unikając kompromitujących rewelacyj.
— Toć właśnie ta pani Kolb — mówiła dalej Lili z oburzeniem — trzymała cały pałac od tygodni w atmosferze jakiejś grozy. Dzięki niej ojczym zamykał się w swym gabinecie, nie sypiał ze strachu i twierdził, że jest otoczony mordercami. W niepojęty wprost sposób udawało się jej wślizgiwać do pałacu i pojawiała się wtedy nawet, gdy jej przybycia najmniej można było się spodziewać. Przedwczoraj w nocy o mało nie zastrzeliła ojczyma — tu Lili szybko poczęła opowiadać wypadki, jakie rozegrały się w parku.
— Hm... tak... — skinął komisarz głową, wysłuchawszy opowiadania. — Rozumiem nienawiść pani Kolb, owej obłąkanej, siwowłosej kobiety! Musiała maczać ręce w zbrodni. Lecz, czemu przyjęła udział w grabieży? I skąd to połączenie? I Jan? I młody baron? Cóż mogła mieć wspólnego z Jerzym Gercem? Nie pojmuję!
I ja nie pojmowałem. Wprawdzie, przypominałem sobie doskonale, że owego pamiętnego wieczoru, siwowłosa kobieta oczekiwała właśnie na Jana. Tę rewelację zachowywałem na później. Ale, co ją łączyło z Janem? W jakim celu dokonali wspólnie napaści i to na dodatek jeszcze z Jerzym.

Podobne refleksje musiały krążyć i po głowie komisarza Relskiego, gdyż cicho wymówił:

73