— Dziwne... Doprawdy, dziwne... Choć czasami najbardziej niezrozumiałe sprawy, tłumaczą się nader prosto. Zaraz wszystko sprawdzimy. Panie Giersz — zawołał w stronę jednego z wywiadowców, kręcących się po ogrodzie. — Proszę bliżej!
— Słucham, panie komisarzu! — ten podbiegł i przystanął obok nas w służbistej postawie.
— Uda się pan natychmiast samochodem da Piaseczna. Zamieszkuje tam niejaka Anna Kolb, starsza, siwa kobieta. Sprawdzi pan, co robiła dzisiejszej nocy i sprowadzi tutaj jak najprędzej...
— Rozumiem...
— Jest napół obłąkana i wysoce niebezpieczna...
— Rozkaz, panie komisarzu!
Wywiadowca odwrócił się i odszedł pospiesznym krokiem.
— Jan jest! — szepnął do siebie Relski. — Ową panią Kolb wnet zatrzymamy. Pozostaje tylko...
Zapewne zamierzał wymienić imię młodego barona. Ale, w tejże chwili z głębi pałacu zabrzmiały kroki i rychło w drzwiach, prowadzących na taras, zarysowały się postacie kobiety i mężczyzny.
Była to panna Lola w towarzystwie Jerzego, oboje ubrani czarno, żałobnie. Lola miała nawet kapelusik przesłonięty krepą, a po jej twarzy spływały łzy, zapewne znakomicie udane. Również oblicze Jerzego nosiło wyraz zbolały i postępował przygar-