Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

z tym draniem, przepraszam, że się tak wyrażam, w dobrych stosunkach i nie lubiliśmy się wzajemnie. Przyznaję się, przestraszyłem się bestii w pierwszej chwili. Warczał coś zaciekle, ze ślepi patrzyło mu źle i myślałem, że rzuci się na mnie. A silny był, jak diabeł. Raptem, odwrócił się i począł uciekać... Może go coś spłoszyło... Bez namysłu pobiegłem w ślad za małpą, chcąc pochwycić Dżoka i zrobić tym przyjemność baronowi. Uciekł mi na drugi koniec ogrodu i zniknął śród drzew. Więcej go nie widziałem.
— A może to Dżoko porwał ojczyma? — niespodziewany wykrzyknik wyrwał się Lili. — Był niezwykle mściwy i złośliwy. Ojczym uderzył go niedawno za to, że zadusił mego pieska. Od tej chwili dąsał się, warczał, wreszcie zerwał łańcuch. Małpy, szczególniej szympansy lubią się mścić.
Komisarz z trudem stłumił głośny śmiech.
— Nie, szanowna pani! — wymówił. — Choć podobną historię raz już opisał słynny Poe, nie wierzę, aby szympans dokonał napadu. Był, coprawda, dość silny na to, żeby zadusić, lub porwać barona, ale małpy nie doceniają jeszcze całego piękna naszego kapitalistycznego ustroju i nie łakomią się na pieniądze. A tu miał miejsce rabunek... Więc, Dżoko — zwrócił się do Jana — zginął wam z oczu i nie mogliście go odszukać. Pięknie! Cóż dalej zaszło?

— Przez kilka minut tropiłem daremnie szympansa śród drzew rosnących na końcu ogrodu. Dla tego nie posłyszałem okrzyków dobiegających z pałacu, gdyż w tym czasie zapewne miał miejsce napad. Dopiero, podejrzany stuk zwrócił moją uwagę. Hałas pośpiesznie otwieranych bocznych drzwi na taras, od których klucz posiadał tylko pan baron. Pośpiesz-

81