Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

nie z piersi Jerzego i Loli, która stała obok kochanka. — Nędzne insynuacje!
— Nie moja rzecz to rozstrzygać! Nie krępuję więc wolności pana Gerca, a o reszcie zadecydują władze prokuratorskie. Co do Jana zaś, to inna sprawa. Nie twierdzę stanowczo, aby był winien, ale muszę go zaaresztować...
— Zaaresztować? — z rozpaczą zawołała Lili. — Za co? Przecież poranili go napastnicy!
— Niestety! — komisarz rozłożył ręce. — Nie raz były wypadki, że wspólnicy dla niepoznaki ranili wspólników. A długa służba policyjna uczy nieufności...
— Poza tym — zakończył komisarz — nie zapominajmy o jednym! Baron Gerc może się jeszcze żywy odnaleźć! Wciąż mówimy o nim, jak o nieboszczyku! Policja szuka go dobrze od kilku godzin i mam wszelką nadzieję, że uda się ocalić go! A on najlepiej nam powie, jak się odbyły wypadki.
— Dałby Bóg! — westchnął Jerzy, lecz łatwo wyczuć było można, że nieszczere jest to westchnienie.
Nieco później, gdy komisarz wraz z wywiadowcami opuścił pałacyk, zabierając ze sobą Jana, zbliżyłem się do Lili.
Miała łzy w oczach i wzrok jej biegł za sylwetką oddalającego się śród agentów służącego i spostrzegłem, że ten ją również pożegnał pełnym przywiąza nia wzrokiem.
— Pani! — począłem. — Nie wiem, jak mam dziękować...

— Za co? — wzrok jej spoczął na mnie, jakiś przyjazny i współczujący.

86