Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

— Po tamtej scenie... w salonie... Nie uważała mnie pani za włamywacza?
— Widocznie, nie... — odrzekła. — Skoro poświęciłam nawet Jana dla pana... Toć na pana daleko łatwiej było zepchnąć podejrzenia...
— Pragnę wytłumaczyć się...
— Nie teraz! — przerwała, wskazując na zbliżającego się ku nam Jerzego w towarzystwie Loli. — Później! I tak domyślam się wiele...
Młody Gerc wraz ze swą uszminkowaną „narzeczoną“ znalazł się przy nas. Nie miał już zbolałego wyrazu twarzy, przeciwnie jego usta krzywił gniew.
— Łaskawa pani! — odezwał się do Lili z tłumioną wściekłością. — Wszystkie przykrości, jakie mnie spotkały dzisiaj, zawdzięczam temu panu — tu wskazał na mnie — i pani. Nigdy pomiędzy nami nie panowały serdeczne stosunki i najlepszym tego dowodem, że nigdy nie mówiliśmy sobie po imieniu, choć mój ojciec był pani ojczymem... Ale, to co pani dziś uczyniła, przechodzi wszystko... Opowiadać o jakichś bezsensowych okrzykach, chcąc mnie zgubić?
— Mówiłam tylko prawdę!
— Dziwaczna wydaje mi się ta prawda! Ale, wobec tego będę panią prosił stanowczo... Oczywiście, może ojciec odnajdzie się żywy, wtedy wszystko ułoży się inaczej. Ale, jeśli się nie odnajdzie, lub go zamordowono, poproszę panią o opuszczenie tego pałacyku. I pana również, bo jego rola staje się zbyteczna. A zbyt przykry byłby nasz pobyt pod jednym dachem...

— Istotnie! — odrzekłem, patrząc Gercowi pros-

87