Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem detektyw prywatny Den! Pragnąłbym parę słów zamienić... Panie pozwolą, że usiądę...
Nie czekając na zaproszenie zajął miejsce, poczem aby przerwać możliwe protesty, prędko mówił:
— Tak, podsłuchałem rozmowę... I dowiedziałem się z tej rozmowy, że jedną z pań, o ile się nie mylę pannę Irmę, bardzo blisko obchodziła osoba zamordowanego „barona” Kirsta... Mnie również, gdyż w tej sprawie prowadzę dochodzenie, jak dotychczas bezskutecznie... A szczegóły o rudowłosej kobiecie są pierwszorzędnej wagi...
Głośne nazwisko detektywa, nieobce panienkom, uczyniło swoje wrażenie. Wyraz oburzenia znikł z twarzyczek, siedziały tylko nieco nadąsane i niepewne, jak dalej mają się zachować. Den postanowił przełamać ostatnie lody nieufności.
— Jeśli ośmieliłem się być niedyskretny — wymówił ciepło — to dla tego, iż panie rozmawiały dość głośno i że panna Irma dąży wraz ze mną do jednego celu... Mianowicie, aby śmierć Kirsta została pomszczona... Nie narażę pani na najlżejszą przykrość, a chciałbym tylko co do paru rzeczy się upewnić...
Młode osobki zamieniły znów znaczące spojrzenie. Pierwsza odezwała się Lola.
— Naprawdę nie rozumiem cię, Irma, dla czego boisz się opowiadać?... Z panem Denem mogłabyś być szczera... Słyszałam, że porządny chłop i nikogo niepotrzebnie nie wsypie...
— Zapewniam słowem honoru...

— Cóż mogę więcej dodać? — rzekła wreszcie

94