Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

dzisz... Zostawiłem tam książki... Chciałbym w jednej z nich poszperać... Już w dzień zamierzałem... Z tobą zawsze raźniej... Pozatem, może jakie hałasy usłyszę... Zdobędę nowe cenne dane... Toć o wypadkach w Podbereżu przygotowuję szczegółowy referat...
Fred zagryzł wargi, aby stłumić śmiech. Pojął. W starszym panu walczyła ciekawość dowiedzenia się, co się wewnątrz zamku dzieje, z obawą udania się tam samemu. Nie śmiał zapewne zaproponować podobnej wycieczki nikomu ze służby, lecz słysząc, że Fred udaje się do upiornego domostwa, zapragnął mu towarzyszyć. Ryzyko niewielkie — bo na dole pałacu, gdzie mieli spędzić noc, jak wiadomo żadne zjawiska się nie działy, a stryj Karol od czasu niesamowitych wypadków zamieszkał w jednym z parterowych pokojów i do niego przeniósł swe książki.
— Skoro tak koniecznie chcesz, — oświadczył Fred, — to zabronić ci nie mogę... Chodźmy.
Stryj widocznie w samej rzeczy pragnął jeszcze uzupełnić swój referat, bo wyciągnął notatki z szuflady, które przeglądał przed przybyciem bratanka i schował je do kieszeni. Później odszukał klucze.
— Jużem gotów...
Zgasiwszy światło, opuścili domek, zajmowany przez rządcę i niezauważeni przez nikogo, rychło się znaleźli w zamczysku.

Blask zapalonych świec rozjaśnił mroki komnat. Wszystko tam wyglądało tak, jak w momencie gdy właściciele odjechali z upiornego domostwa. Łóżko Freda zaściełała nawet świeża pościel, położona jeszcze

118