zdziwiło pana Karola najwięcej. W pałacu znajdują się wprawdzie cenne meble i obrazy, ale tych nie zabierze. Sądzi, że Podberescy pozostawili pieniądze lub kosztowności? O, pomylił się bardzo...
Zresztą, dziwny istotnie włamywacz... Miast wybić szybę na dole i w tamtych pokojach rozpocząć poszukiwania — drapie się tu na górę, wybrawszy daleko cięższą drogę. Lecz nie! Nie jest on tak naiwny, jakby się wydawało — a tylko znakomicie poinformowany. Okna na parterze są zabezpieczone w mocne okiennice, przytrzymywane potężnemu żelaznemi sztabami, które niedawno pozakładał Podbereski, pragnąc się właśnie uchronić od „nieproszonych” wizyt. O ile więc tam włamywacz miałby sporo roboty, zanim usunąłby przeszkody — tu na górze wystarczy pchnąć szybę — i znajdzie się w środku pałacu.
O, sprytny to jegomość, lecz z jednem się przerachował — że dom jest pusty i nie bawi w nim nikt, nawet służba...
Lecz co robić?
Budzić Freda? Popędzić do niego po pomoc? Zanim obudzi, włamywacz spostrzeże światło i ucieknie a pan Karol chętnie pragnąłby stwierdzić kim jest ten ptaszek, który o drugiej w nocy przybywa w odwiedziny.
Nie mając wyboru, starszy pan zdobył się na czyn rozpaczliwy, a raczej w sytuacji, w jakiej się znalazł, bohaterski. Zapominawszy o niebezpieczeństwie, grożącem z innej strony — mianowicie o mogącej w ciem-