wreszcie zdala na horyzoncie, zaczernił się tylko mały punkcik.
Pościg był bezcelowy.
— Psia krew! — zawołał głośno Fred, ochłonąwszy nieco ze zdumienia. — Napad w nocy... Bandyci w aucie... Psia krew, jaka szkoda, że nie mam samochodu... Zobaczylibyśmy wtedy czy te sprawki uszłyby na sucho... Ale, gdzie stryj?
Pana Karola nie należało długo szukać. Zdala widniała nieruchomo na ziemi wyciągnięta postać, nie dająca znaku życia.
Fred szybko podbiegł ku niemu. Stryj miał oczy zamknięte, a z otwartych ust sączył się cienki strumyk krwi.
— Urządziły go łotry! — krzyknął z pasją. — Wody, prędzej wody... I zrobić nosze... Przeniesiemy starszego pana do pałacu...
Nie sprawdziły się przewidywania złośliwego a groźnego napastnika, który równie bezwzględnie obszedł się z panem Karolem i życzył mu śmierci. Starszy Podbereski, choć mocno potłuczony rychło odzyskał przytomność a rany okazały się tylko powierzchowne.
Leżał teraz w swoim pokoju, obandażowany i spuchnięty a koło jego łóżka siedzieli Fred i Den.