Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz kobieta drgnęła, niby otrzymawszy cios. Lecz Den świdrował ją wzrokiem i dalej nacierał bezlitośnie.
— Zebrałem jaknajściślejsze dane! Nie nazywa się pani, Kińska, tylko Szoltzowa... Dyrektorowa Szoltzowa... Wdowa, po zmarłym tragiczną śmiercią przed pół rokiem znanym fabrykancie...
— Już wyszukał... już wyśledził... — wydarł się z piersi pięknej pani Mary pełny rozpaczy jęk. — Powinnam była być nato przygotowana.
— Nie tak trudno było wyśledzić — odparł twardo Den — bo nawet w księgach hypotecznych figuruje poprzednie nazwisko... Tu tylko uchodzi pani za Kińską... Więc nie zapiera się pani? Całe szczęście, bo trudno byłoby się zaprzeć... Dalej zechce pani również przyznać, iż łączył ją swego czasu zażyły stosunek z Kirstem.
— Z kim?
— Ze słynnym awanturnikiem, rzekomym baronem Kirstem, zamordowanym w okolicach Warszawy.
Mary wyprostowała się teraz a oczy jej zabłysły. Denowi, który wciąż stał przed ławką, nie spuszczając oka z „wampirzycy”, wydało się, iż to pantera zbiera swe siły, szykując się do skoku. Złocisty szlafroczek, jaki ją oblekał, odcinający się od zielonego tła krzewów, okalających ławkę i szmaragdowe jej źrenice, powiększały jeszcze to podobieństwo.
— Co pan przez to rozumie? — wykrzyknęła ostro — Insynuacje...

Den zaśmiał się cichym, wewnętrznym śmiechem.

157