Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo uległ jakiemuś obłędowi zazdrości... Nie chciał mi uwierzyć... Nie mogłam mu wytłómaczyć pewnych spraw.
Den skrzywił się złośliwie.
— Negliżu i otwartej kasy? Lecz mniejsza z tem... Dobrze jest mi wiadome, że udało się pani jakoś z całej historji wytłómaazyć i że ją zatuszowano... Wszak nawet prokurator wszczynał dochodzenie, później umorzone dla braku dowodów... Skończyło się na skandalu i krzyku w prasie... I ja nie nalegałbym może na przeszłość, bo niezbitych danych nie posiadam, gdyby ta przeszłość nie wiązała się z następnemi wypadkami...
Spojrzała z pogardą na detektywa.
— Ciekawam jakie?
— Wnet zaspokoję tę ciekawość... Po śmierci męża nie przestała pani widywać Kirsta... Teraz operuję pewnikami, bo muszę tu nadmienić, że zostało mi powierzone odszukanie morderców rzekomego barona i ściśle sprawdziłem wszystkie okoliczności, towarzyszące zabójstwu...
— No... no... Brawo!.... — z ust „wampirzycy” wymknął się hardy wykrzyknik. — Więc...
— Odwiedzała pani często Kirsta, gdy mieszkał w Bristolu, lecz z jakichś powodów stał się on jej niedogodny...
— Niedogodny?

— I posiadała pani w ostatnich czasach, jakąś nad nim przewagę, bo nie pani się go obawiała, ale on pani...

159