Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

nie jest to mężczyzna wcale słusznego wzrostu.... Choćby nawet znajdował się w stanie nieprzytomnym, musiałoby go z domu wynieść paru ludzi i wsadzić do powozu, lub auta... Tymczasem pana Karola, ani nie wyniesiono, ani, jak zeznaje zgodnie służba, bo szczegółowo ich rozpytywałem, nikt podejrzany dokoła domu się nie kręcił... Śmieszne byłoby mówić o uwięzieniu w podobnych warunkach.
— Więc cóż się ze stryjem stało? — niecierpliwie wykrzyknął Fred.
Den wzruszył ramionami.
— Zachowajmy jeszcze spokój... A nuż wybrał się na dalszą przechadzkę i powróci sam...
— Czterogodzinna przechadzka?... Pobity i osłabiony?... Wątpię... — mruknęła Wanda.
— Godzinę czekam — ze złością wyrzekł Fred — a później... Zaczynam podejrzewać wszystko i wszystkich... Służba kłamie? Służba została przekupiona przez ludzi, którzy dokonali nocnego napadu i snują, wokół Podbereża niezrozumiałe intrygi? Przy współudziale domowników usunięto stryja, a obecnie obełgują nas oni, chcąc tem lepiej zatrzeć ślady...

Chwilę zaległa cisza. Zarówno Wanda, jak i Fred wpijali się wzrokiem w detektywa, widocznie pragnąc z jego ust posłyszeć potwierdzenie, lub też zaprzeczenie, wysuniętych przez Freda wniosków. Istotnie w obecnym stanie rzeczy najryzykowniejsze hypotezy przychodziły do głowy. Ale Den, zastanawiając się nad czemś głęboko, milczał uporczywie. Aż Podbere-

168