ceremonje... Były to przeważnie teatralne efekty, ale silnie działały na wyobraźnię i służyły za sprawdzian odwagi i woli nowego członka... Gdy więc Grabianka uczynił z Podbereża swą stolicę, jego towarzysz Dom Pernetti, a szczególniej Brummer zajęli się przedewszystkiem urządzeniem t. zw. „izby prób” i na ten cel przeznaczono naszą „djabelską komnatę”.
— Zaczynam pojmować...
— Reszty domyślisz się łatwo... Urządzono, z wielkim nakładem maszynerje, które do niedawna przejmowały nas takim lękiem... Tam każdy, kto zamierzał wstąpić do grona „Braci Odrodzonych” musiał przepędzić po ciemku noc, a ukryty „mistrz ceremonji” po kolei naciskał guziki, poddając nowicjusza próbom. Słyszał więc „profan” brzęk łańcuchów, stukania, głosy, jęki — widział oczy djabelskie, groźne palce chwytały go za gardło... Jeśli zniósł to wszystko cierpliwie, nad ranem, kiedy poczynało świtać, do „djabelskiej komnaty” wkraczał sam Grabianka, przybrany w białe ze złotem szaty Wielkiego Mistrza i na czole „profana” składał pocałunek, winszując mu, iż dzięki swej odwadze stał się godny należenia do bractwa... A, przekonany jestem, że takich było niewielu... Bo choć niektórzy domyślali się, zapewne, iż w „djabelskiej komnacie” rozgrywa się świetnie wyreżyserowana komedja, nerwy odmawiały posłuszeństwa i poczuwszy zimne palce na szyji, uciekali, tak samo, jak i wy, stamtąd z krzykiem... Takich odrzucano bezwzględnie... Możliwe również jest, że szarlatan Brummer, wykorzystający idealistę Grabiankę, poza jego plecami, korzystając z apa-