Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

chwycą.... Może władze zadowolnią się trupem Zielińskiego... Ale pod warunkiem!... O ile, nie udałoby się pani zbiec i wynikły dalsze powikłania, nie wspomni pani nigdy ani słówkiem... że znała Karola Podbereskiego... Mogę na to liczyć?
— Rozumiem — szepnęła — i obiecuję... Zachowam dla pana, panie Den, stale wdzięczność... Tylko...
— Tylko?
Zawahała się chwilę, poczem błaganie przebiło się w jej głosie.
— Czy... czy... nie mogłabym zabrać... zwłok... Stacha?..
— Nie! — odrzekł stanowczo. — Te pozostaną dla władz... A teraz proszę już jechać, bo...
Zdala widać było na łące sylwetki Wandy i Freda, którzy przebrnąwszy przed podziemne przejście, dążyli prędko w kierunku Dena...

Gdy nieco później detektyw wraz z niemi powrócił do zamku i ponownie powtarzał wszystkie szczegóły dramatycznej pogoni, w ten sposób zakończył swą opowieść:

— Należy natychmiast ustawić kogoś przy zwłokach Zielińskiego i zawiadomić najbliższy urząd... A co do reszty milczenie... Niechaj służbie wystarczy, iż powracając do domu natknęliśmy się na włamywacza, który począł uciekać i w czasie ucieczki z własnej winy zginął... Po onegdajszych wypadkach będzie

203