z powrotem na poduszki, a w oczach zaszkliły się łzy.
— Czyż mogłam... — szepnęła. — Czyż mogłam, nie posiadając odnośnych dowodów, przyznać się, że Kirst był moim mężem...
— Co? Awanturnik Kirst twoim mężem? — głośno zawołała Wanda, podczas gdy Fred aż drgnął ze zdumienia, bowiem Den, szanując tajemnicę Kińskiej, nie uświadomił ich, po drodze do Litycz, o treści dokumentów. — Niemożebne...
— A jednak tak jest! — potwierdził detektyw. — I tu tkwi część zagadki... Resztę pozostawiam do uznania pani Kińskiej... Może zechce udzielić wyjaśnień, co do których nie czułem się powołany...
Właścicielka Litycz, wahała się chwilę. Znać było, iż toczy się w niej duchowa walka. Wreszcie wzruszonym głosem wyrzekła:
— Wprawdzie późna godzina, lecz lepiej się stanie, jeśli natychmiast wszystko opowiem... Siadajcie... Potem Fred niechaj sam osądzi moje postępowanie... W sumieniu własnem jestem czysta...
A kiedy zajęli miejsca wokół łóżka Mary, prócz rudobrodego mężczyzny, a właściwie jej brata, który nadal stał oparty o framugę okna, poczęła mówić:
— Byłam żoną Kirsta... Stare dzieje, z przed dziesięciu lat i drogo odpokutowałam mój błąd... Abyście zrozumieli, zacznę od początku... Bardzo wcześnie pozostaliśmy sierotami wraz z bratem, odziedziczywszy po rodzicach niewielki mająteczek. Zamieszkiwałam wtedy w Warszawie razem z Olkiem, który jest znacznie starszy odemnie i było nam bardzo dobrze... Opiekował się mną, troszczył, żeby niczego nie zabrakło,