Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkiego było mu mało. Żądał znaczniejszej sumy, twierdząc, że zwróci mi papiery i wyjedzie z kraju. Skądżeż mogłam ją dać... Naradzałam się z bratem, ale i on był bezsilny... A Kirst stawał się coraz natarczywszy... Nietylko nachodził mnie, kiedy byłam sama ale i odwiedzał w czasie obecności męża w domu, narażając mnie swem postępowaniem na wymówki i sceny... W Warszawie poczęto głośno a dwuznacznie przebąkiwać o wizytach „pięknego barona”, mąż nie posiadał się z gniewu i zazdrości. Wreszcie wyraźnie poprosił Kirsta, aby ten przestał u nas bywać... Kirst zastosował się do tej „prośby”, lecz napisał do mnie list, żądając, abym spotkała się z nim koniecznie... Straciłam zupełnie głowę, nie wiedziałam, co zrobić, jak postąpić... Żyjąc w ciągłym lęku przed skandalem i kompromitacją, zgodziłam się go przyjąć u siebie następnego dnia wieczorem, bo z góry byłam uprzedzona, że mąż ma jakieś ważne posiedzenie i dopiero późno w nocy do domu powróci. Tragiczny wieczór... Przybył... I znów te wieczne domaganie się pieniędzy... Oświadczyłam mu wręcz, że oddałam mu, co posiadałam i więcej nic uczynić nie jestem wstanie... — „No — rzekł — sytuacja nie przedstawia się tak tragicznie... Małżonek, dyrektor Szoltze dość posiada pieniędzy!” Siedzieliśmy oboje w gabinecie, w którym stała kasa, a na biurku spoczywały klucze, snać w pośpiechu pozostawione przez męża. — „Ma do ciebie zaufanie — dodał, wskazując na klucze — otworzymy kasę i wyjmiemy z niej tyle, że może mi wystarczy i pozostawię cię w spokoju... O kradzież napewno cię nie posądzi

214