i przyłożył go do czoła... Padł strzał... a potem... Boże... Jakże ciężko mi to opowiadać...
— Biedna Mary! — wyszeptała Wanda, podczas gdy siedzieli w milczeniu. Tylko brat pani Kińskiej odwrócił się raptownie do okna, jakby chcąc ukryć ogarniające go wzruszenie.
— Po tragicznej śmierci męża — podjęła z powrotem przerwaną opowieść — pragnęłam zmilknąć ludziom z oczów. Cierpiałam okropnie. Lecz przódy należało się pozbyć raz na zawsze Kirsta... Po długiem wahaniu, zawiadomiłam pierwsza, choć wstrętem mnie przejmowało to widzenie, że go odwiedzę w hotelu, sądząc, iż poza grubym welonem żałobnym nikt mnie nie pozna. Kirst, od czasu strasznego przejścia, jakoś mnie nie nachodził, a gdym się z nim spotkała, wydał się dziwnie uległy. Z początku sądziłam, że samobójstwo dyrektora wywarło nań wrażenie, lecz później zrozumiałam, że gnębią go własne sprawy. Wprost nie poznawałam Kirsta. Był zdenerwowany, niespokojny, a gdy posłyszał, że pragnę doręczyć mu pewną sumę za zwrot kompromitujących listów i papierów oraz zrzeczenie się wszelkich praw do mojej osoby, ucieszył się bardzo. Sam oświadczył, że zamierza wyjechać w najbliższych dniach zagranicę, co mi było na rękę, bo wciąż drżałam, że go władze pochwycą i wybuchnie skandal. Dodał tylko, że papiery ma schowane poza obrębem Warszawy, odda mi je chętnie, ale musi je skądciś przywieść. „Widzisz” — rzekł — wynalazłem sobie, kiedym służył w wojsku, w pewnym pałacu na kresach schowanko. W Podbereżu. Znajduje się tam jeden dziwny pokój,