Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

macje o waszej rodzinie, ustalił, przepraszam, jeśli teraz mojem opowiadaniem wam sprawię przykrość — zwrócił się do Wandy i Freda — że pan Karol, pozbawiony osobistego majątku, jest niezwykle chciwy na pieniądze. Lepiej było stracić część, niżli wszystko... Zaproponował on tedy wprost, zapoznawszy się zręcznie z panem Karolem i opowiedziawszy mu bajeczkę „o ukrytym skarbie”, podział łupów, w razie odnalezienia skrytki. Pan Karol, oszołomiony tysiącami, dał się skusić...
— Co za wstyd! — bąknął, czerwieniąc się Fred.

— Na usprawiedliwienie pana Karola, choć trudno go usprawiedliwiać, dodać należy, że nie wiedział on zupełnie, kim jest Zieliński, jak również nie wiedział, jakiem jest pochodzenie pieniędzy, rzekomo znajdujących się w skrytce. Odtąd zaczęła się „zabawa” dość komiczna, o ile to zabawą nazwać można. Pan Karol, otrzymawszy „Statut” rychło się z nim uporał i odnalazł nietylko maszynerję, ale i schowanko za obrazem. W schowanku, nie było nic prócz listów i papierów, na które pan Karol nie zwrócił nawet uwagi. A ponieważ Zieliński stale opowiadał o skarbach, doszedł do przekonania, że w „djabelskiej komnacie” znajduje się jeszcze drugą skrytka, której on nie umiał odnaleźć. Począł więc szukać, tej drugiej, nieistniejącej skrytki, wciąż twierdząc Zielińskiemu, że wogóle nic nie znalazł. Może chciał przódy zbadać sam zawartość schowanka, może zamyślał przeprowadzić po swojemu podział zdobyczy. Dość, że trudził się daremnie, a chciwość go ogarnęła taka, że gotów był nawet rozwalać mury.

226