Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

opanować nerwy, bo choć się boję, plonę z ciekawości, żeby zobaczyć niesamowite zjawiska... A oprócz pana Dena, będę miała i drugiego obrońcę. Toć pan Fred blisko usiądzie przy mnie i odgoni w razie niebezpieczeństwa złego demona. Prawda, panie Fredzie?
Tyle serdecznego ciepła zabrzmiało w głosie pięknej pani, a we wzroku, który spoczął na Podbereskim malowało się takie oddanie, że Den poczuł się zachwiany w swych posądzeniach. Toć nie każda niewiasta o miedzianych włosach i zielonych oczach musi być koniecznie wampirzycą. Ton pani Kińskiej świadczył raczej, że jest dobrą, łagodną i miłą kobietą. A podobieństwo? Mógł się pomylić. Mógł również flamę Freda w Warszawie ujrzeć przelotnie i zapamiętać tę nieprzeciętną urodę. Niekoniecznie każde wspomnienie detektywa łączyć się ma z przestępstwem czy zbrodnią... Ach, ten krętacz Mateusz i jego półsłówka...
Podczas gdy Fred w odpowiedzi rzucił swej ukochanej niemniej gorące spojrzenie, stryj Karol, popijając bodaj szósty z kolei kieliszek wina, zapytał:
— Prędko myślicie zacząć?
— To będzie zależało od państwa! — oświadczył Den.
— Sądzę, niedługo! — zauważyła panna Wanda. Rychło pocznie się zmierzchać. A skoro tylko zapadnie mrok, nasz djabeł domowy rozpoczyna swe harce!
Istotnie minęła już siódma i do komnat zaczęły się zakradać pierwsze cienie wieczoru.

— Skoro tak, — rzekł Den, spozierając na zega-

47