Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

jątku, gdybym nawet chciał, nie sprzedam... Ziemia spadła w cenie a na dobra kresowe amatorów brak...
— Istotnie! potwierdził Den, który dawno przemyślał już to wszystko.
— Więc co robić? Znowu próbować? Znowu czaty na djabła?
— Chwilowo wstrzymałbym się od eksperymentów!
— Rezygnujesz?
Bynajmnie nie rezygnuję z walki — odrzekł poważnie detektyw — i nie sądź, że przestraszyła mnie śmierć Mateusza, lub głos, który mi groził... Mniemam tylko, że powinniśmy uczynić przerwę... Zbyt jesteśmy obecnie podnieceni... Zresztą, niechaj trochę się uciszy po tragicznym wypadku... Chociaż, jako tako upozorowaliśmy zgoń starego, coraz głośniej w okolicy gadają o „strachach”. Później przystąpimy z nowemi siłami...
— Później? — niecierpliwie przerwał Podbereski — Cóż ma być później? Jakaż to walka z bezcielesnym przeciwnikiem? Walka ze złośliwym duchem? Po stokroć on silniejszy od nas i nie znajdziemy nań broni! Dość mam tego wszystkiego! Dość narażania życia! Wiem co zrobię...
— Co zamierzasz?
— Zburzyć pałac aż do fundamentu? Żeby śladu z djabelskiej siedziby nie zostało! Dawno tak postanowiłem! Niechaj zniknie upiorne zamczysko! Wybuduję niewielki domek w pobliżu i tam zamieszkam z Wandą... Lub też...

Fred nie dokończył zdania. Zapewne chciał dodać,

63