że w razie ślubu z panią Kińską, na stałe przeniesie się do Litycz.
— Chcesz zburzyć pałac? — zauważył Den. — jeszcze nie uczyniłbym tego.
— Na cóż czekać? Na nową śmierć? — wykrzyknął z gniewem.
— Któż ci tam każe przebywać? Spędź kilka dni z panną Wandą w Lityczach, dojeżdżając tylko do Podbereża! Lub pozostawiwszy tu siostrę, zamieszkaj wraz z panem Karolem u rządcy...
— Mam się patrzeć na tę przeklętą budę?
— Kilka dni... Tydzień... Mam pewien plan... Jeśli zawiedzie i ostatecznie uchylę czoło przed siłami z zaświatów, sam powiem: — burz pałac...
Twarz Freda rozjaśniła się nagle.
— Masz, plan? Więc nie opuszczasz rąk? Nadal pragniesz próbować?
— Obowiązkiem detektywa jest czepiać się choćby najsłabszej nitki! Chcę wyjechać do Warszawy...
— Wyjechać? A wrócisz?
Po raz pierwszy od paru dni kąciki ust detektywa drgnęły w lekkim uśmiechu.
— Skoro cię proszę, abyś nie burzył pałacu i zaczekał, napewmo wrócę!
— Jakiż jest ten twój plan?
Den znów się zawachał. Miałże przyjacielowi wyznać wszystko?
— Ot — mruknął — słabiutka nić...
— Nie możesz udzielić bliszego wyjaśnienia? — nalegał tamten. — Natchnąć otuchą...