Dena ani pozorny majątek ani niezwykła pewność siebie panicza, a szczególniej zastanawiały go tajemnicze wycieczki, jakie „baron” od czasu do czasu w okolice Warszawy własnym samochodem odbywał. Dokąd jeździł? Aby skryć łup, który trzymać przy sobie było niebezpiecznie? Lub, aby łup gdzieindziej sprytnie spieniężyć paserom?
W tymże czasie, kiedy Den temi obserwacjami podzielił się z policją, z Wiednia na skierowane zapytanie, nadeszła ciekawa odpowiedź. Nikt w Wiedniu nie znał „barona” Kirsta, jak również nie słyszano, aby w Austrji istniał magnat podobnego nazwiska. Natomiast przed rokiem grasował tam młodzieniec, podający się za hrabiego polskiego, wielce z rysopisu do „barona” podobny, który nagle znikł, gdy władze zbytnio jęły się interesować jego osobą.
Teraz nie pozostało najlżejszej wątpliwości. Przemyśliwano tylko nad tem, jakby przyłapać na gorącym uczynku międzynarodowego awanturnika, lub za pomocą niespodziewanej rewizji udowodnić winę — gdy nastąpił nieoczekiwany wypadek — śmierć a raczej zamordowanie rzekomego Kirsta.
Kto zabił? W jakim celu?
Nad tą zagadką policja i Den łamali sobie głowę i w związku z ostatniemi słowami „barona” następujące nasuwały się przypuszczenia.
Kirst — jak przewidywał Den podczas swych samotnych wycieczek wywoził skradzioną biżuterję. Nie działał on sam, a posiadał wspólników i podczas rozra-