Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

duszno... O bardzo duszno... Trzeba uciec daleko, żeby mnie nie znaleźli łajdaki i znowu zmienić nazwisko... Byłem hrabią, baronem, zostanę księciem... Tom pojęła, że on i Kirst się wcale nie nazywał...
— A jak?
— Nie wiem i nikt nie wie...
— A kogóż się tak bał? Policji?
— Z początku i ja tak sądziłam! Wiedzą o jego kantach i śledzą... Ale potem zrozumiałam, że lękał się kogo innego...
— Kogo?
— Tych pieskich synów, którzy go zabili! — z pasją wyrzuciła Irma.
Zaległa cisza. Znać było, że panna Irma przeżywa chwilę głębokiego wzruszenia, wspominając tragiczne przejścia, które ją pozbawiły kochanka. Tajemnica ta jednak zbyt była emocjonująca, aby przyjaciółka, ku wielkiej radości Dena, nie poczęła nalegać:
— Słuchaj! A ty o tej śmierci nie wiesz nic? Nie domyślasz się niczego? Pisali, że zamordowano Kirsta, aby ograbić z pieniędzy i biżuterji...
— Ograbić, to ograbili na pewno! — cicho wyszeptała Irma, głosem stłumionym przez łzy. — I zdrową dranie złapali facjendę... Ale kto? Żebym wiedziała?... Mam pewien ślad, ale...
— Masz ślad?
— Tam ręce maczała kobieta!...
— Kobieta?
— Rude ścierwo! Ona urządziła wszystko...

— Ruda?

91