Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

biegł chyżo po twardej drodze; wszakże w piaskach olkuskich lgnęły mu nogi i zasapał się akuratnie. Otworzył dziób, a grzebień na łbie strasznie mu krwią nabiegł.
Twardowski kiwnął głową na znak zadowolenia, a diabeł się nisko ukłonił. Czarodziej zwrócił koguta w inną stronę i już wolniej pojechał do Piaskowej skały. Jedzie doliną Prądnika i patrzy na zamek. Przychodzi mu myśl osobliwa, woła swego diabła i mówi:
— Gracko się waszeć spisałeś w Olkuszu; ale to nie koniec.
Tu mi zaraz przynieś waść skałę i na tej dobnie przy zamku, postaw na dół cieńszym końcem, grubszy zaś wynieś w górę, ażeby stała tak wiecznie. Ja tu poczekam, a mój kogutek odsapie się trochę.
Nie długo czekał, to zaraz wichura zadęła i w miejscu oznaczonym stanęła owa skała, podziw dotąd wędrowników, grubszym końcem do góry, zwana przez lud okoliczny skałą Sokolą, bo na niej wkrótce gnieździć się te ptaki zaczęły.
Twardowski ciągle łamał sobie głowę nad tym, żeby coraz cięższe zadawać diabłu roboty; ale ten wszystko spełniał ochoczo.
To szlachcic nasz jeździł na malowanym koniu, wyjętym z szyldu karczmarza, którego diabeł ożywił i dał mu dziarskość tureckiego bieguna, to latał po powietrzu bez wiosła i żagli, a jak jakoweś szkło wziął do ręki, zapalał wioski na granicy niemieckiej, o sto mil odległe od Krakowa.
Pieniędzy Twardowskiemu nigdy nie brakło, bo ile zażądał, tyle mu diabeł przyniósł. Kiedy sobie na świecie tak dokazuje, raz zaszedł w bór cienisty bez narzędzi czarnoksiężkich i usiadłszy na pniu obalonego dęba, zaczął dumać zamyślony. Wtem nagle napada go diabeł i żąda ażeby niezwłocznie udał się do Rzymu. Rozgniewany czarownik, potęgą zaklęcia zmusił go do ucieczki. Wtedy wściekły bies, zgrzytając zębami ze złości wyrywa sosnę