jegomość jeszcze w komnacie, ani tak prędko z niej wyjdzie; ale o to chodzimy tu sobie radziej, albo pójdźmy do okna.
I zaraz szedł w owo zaznaczone okno, a towarzysz też widząc, iż nie miał co w izbie sam czynić, szedł z nim pospołu. Tak mówiąc to i owo przyszli w rozmowie do czarnoksiężstwa, i jął ów, komu to czarnoksięstwo smakowało, wychwalać tę naukę, powiadając, iż na świecie nie masz nad nią, a żałując tego, że się natenczas nie urodził, kiedy jej w krakowskich szkołach jawnie uczono.
A ten słuchający powiedział: „Co byś dał, kiedy by się kto obrał, a chciał cię jej nauczyć?
A ów zasię rzekł: Dałbym prawie, sto i drugie sto złotych, ba i dalej by ode mnie wyciągnął.
Odpowiedział ten: Kiedy byś to żyścić chciał, a był tajemnym, powiedziałbym ja tobie o jednym, który się u Twardowskiego uczył, i też tak wiele, jako on umiał, umie. Wnet ów na Bóg żywy przysiągł i dał mu rękę, obiecując poczciwym słowem nikomu na świecie o tym nie powiedzieć, ani także człowieka wydać.
— A to ja, prawi, uczeń Twardowskiego; więcej niż mniemasz nauczyć cię mogę, jedno mi dotrzymaj słowa, jakieś obiecał.
— A umiesz ty — odpowiedział zatem ów, — zabić śmierć. Nie tak byś się ty miał, gdybyś co rozumiał w tej nauce.
Rzecze ten zasię: Nie trzeba wiele, wnet się to pokaże, jeśli co umiem. Atoli rozkaż mi co dziwnego uczynić, ujrzysz prawdę-li mówię, albo kłamstwo. A chcesz-li uczynię to. Widzisz ową niewiastę, co garnce przedaje (i ukazał ją z góry), ta, gdy ja kilka konjuracyj (to jest zaklęć) zmówię, potłucze wnet wszystkie garnki kijem.
Począł ów dopiero tem więcej bić na to i spór dzierżeć, powiadając, żeby tego nigdy dowieść nie miał. Obaj się założyli i sadzili po 30 czerwonych złotych, zatem ten obrócił się kilkakroć w koło, pocznie mruczyć w rzeczy
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/144
Ta strona została skorygowana.