Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Wiedza tajemna.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

niał jego twarz. Niejednokrotnie pytałem o bliższe szczegóły sługę negra, śpiącego w mej komnacie. Nie chciał udzielać żadnych wyjaśnień, w końcu kiedyś na me natarczywe prośby, powiedział tylko tyle, iż grożą mi wielkie niebezpieczeństwa, o ile opuszczę Mekkę i że winienem się wystrzegać miasta Trapezundu...
Razu pewnego szejk sam, bez świty, wszedł do mego pokoju. Gdy mocno zdziwiony podobnym zaszczytem, stałem nieruchomo, przycisnął mnie do swej piersi i począł prosić, bym zawsze wierzył w Stwórcę Najwyższego, gdyż uczyni mnie szczęśliwym i ukształtuje me losy. Po czym zalewając się łzami zawołał:
— Żegnaj, żegnaj, nieszczęsny synu przyrody!
Rozpocząłem podróże od zwiedzania Egiptu. Tam zapoznałem się bliżej ze słynnymi piramidami, które dla zwykłego człowieka są tylko górą kamieni,. Zapoznałem się z kapłanami, którzy poprowadzili mnie tam, dokąd zwykli śmiertelnicy dostępu nie mają... Przez lat trzy podróżowałem po największych państwach Afryki i Azji.
W 1766 r. przybyłem na wyspę Rhodos wraz ze swym opiekunem i trzema służącymi, towarzyszącym nam nieodstępnie. Tam wysiedliśmy na okręt i udaliśmy się na wyspę Maltę, gdzie zamieszkaliśmy w pałacu wielkiego mistrza Zakonu Maltańskiego — Pinto. Przybrałem strój europejski oraz nazwisko hrabiego Cagliostro, nauczyciel mój Altotas pojawił się w szacie duchownej z krzyżem maltańskim na piersi.
Przekonany jestem, że Pinto znał tajemnicę mego pochodzenia. Parokrotnie rozmawiał ze mną o szejku Mekki i o mieście Trapezundzie, lecz nie wypowiadał się jasno w tych sprawach. Namawiał do wstąpienia do Zakonu kawalerów maltańskich. Lecz zamiłowanie do podróży zbyt silnie było zakorzenione, uchylałem się od tych propozycji.
Na Malcie straciłem mego najlepszego przyjaciela,