Przyjął ich komisarz, prowadzący dochodzenie w sprawie Czukiewiczowej i aż poderwał się ze zdziwienia ze swego miejsca, gdy Zawiślak, w zastępstwie Dulembianki, z trudem jąkającej wyrazy, wyłożył mu to, z czem przyszli.
— Więc, literat Stanisław Korski, narzeczony panny Dulembianki, był tym, który się znalazł w tragicznej willi! S. K. Wszystko się zgadza!...
A kiedy Jadzia, opanowawszy się jako tako, jęła powtarzać historję o tajemniczych cyfrach i o Brasinie i o tem, w jaki sposób Stach, w tę całą przygodę się wplątał, w zamyśleniu pokiwał głową.
— Tak! — mruknął — Pojmuję! Dane, jakie mi pani zakomunikowała, znakomicie uzupełniają śledztwo i łączą poszczególne wypadki w jedną logiczną sieć! Ale, niestety...
— Niestety? — powtórzyła i boleśnie ścisnęło się jej serce.
— Sprawa — nachmurzył czoło — ma posmak szczególny i nie możemy tam szukać natychmiast sprawców, gdzie szukaćby ich należało! Pojmuję pani? Względy wyższe! — rozkrzyżował ręce — Lecz, uczynimy wszystko, co leży w naszej mocy, aby zbrodniarze nie uszli bezkarnie! Tylko...
— Tylko?
— Ponieważ — mówił. Pomimo najstaranniejszych poszukiwań ciała pana Korskiego, nie udało się odnaleźć, raczej przewidywać należy, że napastnicy nie zabili go, a jedynie, z wiadomych sobie względów porwali, aby usunąć niedogodnego świadka. Otóż, o ile mordercy znajdują się jeszcze w granicach Polski, lada chwila ich pochwycimy, pan Korski będzie wolny, a ich spotka zasłużony los. Lecz...
— Lecz? — zagadnęła.
— Jeśli udało im się zbiec poza obręb kraju, sprawa będzie daleko trudniejsza, aczkolwiek nie ustaniemy, w żadnym wypadku, w poszukiwaniach. Zrozumiała, pani? Przed godziną, wydałem właśnie, zarządzenie ,żeby jaknajdokładniej sprawdzo-