Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj! — zawołał — Za cenę mojej wolności, dam ci daleko więcej, niż pieniądze!
— Mianowicie? — mruknął ironicznie Zawiślak — Zaczynasz kręcić? Nie wiele to pomoże!
— Wcale nie kręcę! Powiem, gdzie znajduje się Korski! Rozumiesz... Wszak, porwano Korskiego! A dla Dulembianki, to więcej, jak tysiące znaczy...
Szofer drgnął, ale nie zwolnił uścisku.
— Łżesz?
Wcalę nie kłamię!... Tylko, przysięgnij, że nie zawezwiesz policji...
— Gadaj... Później zobaczymy...
Moren znał szlachetność Zawiślaka i wiedział, że nie zgubi go on, gdy posłyszy rewelacje, jakie mu przypadkiem przyszły na myśl. To też począł mówić:
— Kto porwał i wywiózł Korskiego, domyśli się i małe dziecko! Sądzą, że zna sekrety Czukiewiczowej i Brasina i pragną je z niego wydusić... Otóż, przypadkiem, wpadłem na trop miejsca, gdzie oni wywożą niedogodnych sobie ludzi...
— Ty, znasz? Skąd...
— Widzisz — odrzekł Ralf z pewnem zażenowaniem — w Rumunji stałem dość blisko ich wywiadu...
— Więc posunąłeś się i do tej podłości?
— Och, nie tak, jak to rozumiesz! Proponowali mi, żebym wstąpił na ich usługi, ale się nie zgodziłem i skończyło się na tem, że drapnąłem, wycyganiwszy „na koszta“ znaczniejszą sumę! Zdaje się, są oni i na mnie, mocno źli o to!... Lecz, mniejsza z tem! Kiedym się z niemi stykał, przypadkowo podsłuchałem rozmowę.
— Prędzej! Prędzej! — naglił Zawiślak.

— W Gdańsku znajduje się pewien dom! W nim mieści się ich gniazdo! Na ulicy Langegasse... numeru dobrze nie pamiętam, ale odnaleźć go będzie łatwo!... Istnieje tam, fikcyjna firma, nazywa się „Feniks“, a zarządza nią, niejaka Sonia Mandelbaum. Otóż, pod pokrywką hurtowej sprzedaży futer urządzili oni w tym domu swe więzienie! W pod-

136