Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

— Marta, skradła z kasy trzydzieści tysięcy! Ojciec pragnie, aby odebrać jej z tego dwadzieścia pięć, a resztę pozostawić! Za te pięć tysięcy nieniechaj wyjeżdża z Warszawy! Gdyż ojciec żąda kategorycznie, aby w żadnym wypadku tu nie pozostała!
— Więc — wyrzekł z przekąsem — Moren za wszystkie swoje łajdactwa, ma dostać w nagrodę jeszcze pięć tysięcy! Ha, trudno! Musimy się do tego zastosować, skoro taka jest wola dyrektora!
— Rozumiem ojca! — szepnęła Jadzia, która mimo nienawiści, jaką żywiła do Dordonowej, pojmowała pobudki, kierujące postępowaniem dyrektora i również nie pragnęła rozgłosu.
— Trzeba tak postąpić! A i pana proszę, panie Zawiślak, niech pan ze względu na nas zrezygnuje chwilowo ze swej zemsty!
— Zrezygnować?
— Tak! Prędzej, czy później smutno skończy ta łotrowska para! Nam zaś, chwilowo spadnie kłopot z głowy i będziemy mogli poświęcić się całkowicie odszukaniem biednego Stacha Korskiego! Bo ojciec, przyobiecał mi, wzamian, jaknajdalej idącą swą pomoc!
Szofer uśmiechnął się lekko.
— Już zrezygnowałem! — rzekł — Choć, urąga sprawiedliwości, że Marta i Moren, nie poniosą kary, bardzo na rękę jest mi decyzja dyrektora!
— Panu?
— Moren, częściowo okupił swą wolność — oświadczył — Wyznał, gdzie znajduje się Korski! Wie, o tem przypadkowo, albo domyśla się tego! Przypuszczam, że się nie myli i niezwykle cenne są jego wskazówki.
— Niemożebne! — widać było, że wieść ta uczyniła na Jadzi potężne wrażenie.
— Niechaj, pani wejdzie do mieszkania, to wszystkiego się dowie! Bo tak i tak, trzeba z niemi ułożyć całą sprawę! Bez odpowiednich zobowiązań, nie puszczę ich swobodnie!
— Dobrze!

Zawiślak, zamknąwszy drzwi, powrócił wraz

138