Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

jesteś bratem pani Marty i strzelałeś do mnie, na pustym placu, podstępnie...
Zawahali się na chwilę. Złożenie podobnych dokumentów do rąk Zawiślaka, oznaczało ich kompletną bezsilność, wyrzeczenie się wszelkiego dalszego nieuczciwego postępowania i walki.
— Cóż? — zapytał szofer, widząc, że się namyślają — Nie chcecie się zgodzić? Mam zawezwać policję?
— Nie! — odparł, przyduszonym nieco głosem rzekomy Ralf Moren — Podpiszę, co zechcesz!
Również i Marta skinęła głową.
— A ja — wymówiła niespodziewanie panna Jadzia, która dotychczas w milczeniu przysłuchiwała się tej rozmowie — gwarantuje wam, że o ile przyczynicie się do ocalenia mego nieszczęśliwego narzeczonego, Korskiego, nietylko z tych dokumentów nie uczynię najmniejszego użytku, ale postaram się nawet, by została powiększona przyobiecana wam suma!

ROZDZIAŁ XII.
Więzienie Korskiego.

Kiedy Korski się ocknął, spostrzegł, że leży w jakimś pokoiku, na wąskiem. żelaznem łóżku.
Izdebka była mała, znajdująca się zapewne, w podziemiach, bo nigdzie nie widać było okna, a całe jej urządzenie, prócz łóżka stanowił drewniany stół i parę krzeseł. Oświetlała ją, umieszczona, wysoko pod sufitem, elektryczna lampka, a prowadziły do niej tylko jedne drzwi, żelazem obite.
— Wywieziono mnie... — pomyślał — Dom w Gdańsku... Nieznana ulica... Lochy...
Z trudem usiłował zebrać wspomnienia, lecz, tak był osłabiony od licznych otrzymanych uderzeń, oraz tak jeszcze pozostawał pod działaniem narkotyku, że rychło przymknął oczy i zapadł w ponowny bezwład.

— Jakiż ja jestem słaby! — stwierdzał resztką świadomości — Toć, gdyby chcieli mnie teraz za-

140