Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Fitzke wysoki, tęgi prusak, o czerwonej od licznych kuflów piwa twarzy, powitał Dulembiankę niezwykle uprzejmie. Nienawidził on w gruncie polaków, lecz starał się tę nienawiść pokryć formami towarzyskiej uprzejmości.
— Fraulein Dulembianka... und Herr Zawiślak — wymówił, grzecznie wskazując im miejsca. — Wiem, wiem, o co chodzi... I dla tego zaraz państwa przyjąłem! Już mi doniesiono z Warszawy! Jakaś jaskinia zbójecka przy jednej z najludniejszych ulic! Langegasse! Schauderchaft! Wprost nie do wiary! Pana Korskiego porwano, bo wplątał się w sprawę Brasina, tego sowieckiego dygnitarza! Tu, do Gdańska wywożą ludzi, a ja o tem nie wiem! Doprawdy, jestem szczęśliwy, że ta sprawa wypłynęła na wierzch! Nie tylko w naszym interesie, ale i w naszym leży odbicie więźnia i zlikwidowanie bandy! A tu... jak się nazywa... pan Moren — rzekomy Ralf bowiem, a właściwie Antek Grzela poczynił i warszawskiej policji obszerne zeznania — oddał nam znakomitą przysługę!
Oburzenie komisarza było tak znakomicie odegrane, a liczne uderzenia pięścią w stół, podkreślające niektóre wykrzykniki, tak świadczyły o jego gniewie, że Jadzia aż drgnęła z radości, że na pomoc jej przychodził podobnie energiczny sprzymierzeniec.
— Co zamierza pan komisarz? — zapytała po niemiecku.
— Co zamierzam? — wykrzyknął ostro. — Działać jaknajspieszniej i nie tracić minuty czasu! My tu nie żartujemy w Gdańsku! Dziś, bezwłocznie wieczorem przedsięwezmę rewizję i już zbieram ludzi, aby należycie obstawić cały dom...
— A czy ja mogłabym wraz z panem komisarzem udać się na tę rewizję? — nieśmiało rzuciła Jadzia.

— Ależ, oczywiście! Natürlich... Sam chciałem jej to zaproponować! Może nam pani być nawet bardzo pomocną! Pani i jej towarzysz... Herr Zawiślak! Proszę więc przybyć tu do mnie o jedenastej wie-

148