Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

nych pieszczot? Czyniłam to już nie raz i chętnie to dziś uczynię! Ale pod jednym warunkiem...
— Mianowicie? — burknął zdziwiony, nie przewiedziawszy tego oporu.
— Dopiero po rewizji przyjdę do ciebie, jak ostatnim razem, do mieszkania i przepędzę z tobą tyle czasu, ile zechcesz! Lecz ty zato...
— Co mam uczynić?
— Wydasz mi nazwisko tego łotra, który zdradził warszawskiej policji naszą kryjówkę! Musisz je znać, a i ja z niem zapoznałabym się bardzo chętnie!
Teraz wyraz okrucieństwa zamigotał w jej oczach i wpijały się uporczywym wzrokiem w twarz Fitzkiego. Znać było, że uczyni wszystko, byle móc nasycić swą zemstę.
— Ach, — odrzekł, krzywiąc się lekko i już rozważając w myślach rozkoszne chwile, jakie go oczekiwały z tą wspaniałą kochanką. — Jeśli ci tylko o to chodzi, to gdy przybędziesz do mnie, chętnie ci podam te nazwisko.
O godzinie jedenastej wieczór, jak zostało umówione, Jadzia wraz z Zawiślakiem przybyła do policyjnego urzędu, a później w towarzystwie komisarza Fitzkego i całej czeredy schutzmanów, wyruszyła na ulicę Langegasse, gdzie mieściła się tajemnicza firma „Feniks“.
Kiedy przybyli, dom, znajdujący się w pewnem oddaleniu od ruchliwych dzielnic, wydawał się całkowicie uśpiony i nic nie znamionowało, by czuwali w nim mieszkańcy. Okna były szczelnie pozasłaniane okiennicami i z nikąd nie sączył się najdrobniejszy promień światła.
— Obstawić ze wszystkich stron tę budę! — padł rozkaz komisarza — A ja tam zadzwonię! I uwaga! Bo niejedna nas może spotkać niespodzianka!
Grał swą rolę gorliwego policjanta znakomicie i choć, w duchu śmiał się z tej rewizji, na pozór był niezwykle przejęty.

Zadzwonił energicznie u frontowego wejścia raz,

152