Och, jakżeż musiała się śmiać Sonia, kiedy czytała tą wzmiankę. Jakżeż musiała się śmiać, że tak zręcznie udało się jej, w przeciągu kilku godzin, dokonać zemsty, upozorowywując zręcznie przebieg wypadków. Nie tylko, bowiem, wprowadziła w błąd szeroką publiczność, ale i miejscową policję, a nikt nie mógł przypuścić, że „zamordowanie kochanki“ jest tylko zainscenizowaną komedją, a cały dramat został wyreżyserowany na ulicy „Langegasse“.
Tymczasem, w numerze, w kałuży krwi, spoczywała ta, która była piękną Martą Dordonową. Takim, jest często, smutny koniec awanturnic.
Zawiślak, natychmiast, gdy tylko zwolnił go schutzman od swych natarczywych zapytań, pobiegł zdenerwowany i blady do swego hotelu. W hotelu tym zamieszkiwał wraz z Dulembianką, a jej pokój był odległy o kilka numerów od jego pokoju.
Gwałtownie zastukał do jej drzwi.
Była już ubrana i z niecierpliwością oczekiwała na wynik rozmowy z Morenem.
— Co się stało? — zawołała spostrzegłszy jego zmienioną twarz, kiedy wszedł do pokoju.
— Moren, uciekł! — odparł krótko — Zamordowawszy przedtem Martę!
— Boże! — zawołała, niemniej wstrząśnięta tą wieścią, niźli przedtem szofer — Czyż to możliwe? Zamordował Martę? Z jakiego powodu?
— Policja twierdzi — wyjaśnił — że uczynił to, aby ją ograbić z pieniędzy i kosztowności! Zabił Dordonową w nocy i znikł, bez śladu! Wprost, odchodzę od zmysłów! Toć, on jedynie mógł dopomóc do odszukania Korskiego i wyjaśnić zagadkę domu przy ulicy „Langegasse“!
Jadzia chodziła teraz wielkiemi krokami po pokoju, niezwykle wzburzona. Raptem przystanęła przed Zawiślakiem i spojrzała mu prosto w oczy.
— Jeśli tak jest — wyrzekła — to Moren byłby jednym z największych łotrów świata i z palca zostały wyssane wszystkie jego informacje! Tylko...
— Tylko? — powtórzył i wpijał się w Jadzię