Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

wzrokiem, niby oczekując, że wypowie ona myśl, która i jego dręczyła. Tylko...
— Nie rozumiem celu tej zbrodni! — z piersi Dulembianki wyrwał się okrzyk — Policja twierdzi, że ograbił on Martę z biżuterji? Ależ ona nie posiadała cenniejszych klejnotów! Zaledwie, tanie pierścionki, warte grosze! Co zaś się pieniędzy tyczy? Udawali, że są w ostatniej potrzebie! Chyba, że Marta zręcznie grała komedję i miała oszczędności?
Gwałtownie zaprzeczył.
— Ona nie miała oszczędności!
— Więc?
Chwilę, w milczeniu, patrzyli na siebie.
— Powtarzam — pierwsza poczęła rozważać — nie pojmuję celu tej zbrodni? Moren miałby zamordować Martę, bo mu zawadzała, podczas gdy, naprawdę nie zawadzała mu w niczem? Aby ją ograbić z nieistniejącej biżuterji i pieniędzy? Wszystko to brzmi nader podejrzanie!
— Tembardziej — dodał Zawiślak — że Moren był za sprytny na to, by popełnić przestępstwo tak, aby natychmiast na niego padło podejrzenie!
— Tedy?
— Obawiam się mocno — powoli wymówił — że nie jest on zbrodniarzem, a ofiarą przestępstwa! Martę zasztyletowano a jego porwano, bo zdradził tajemnice domu przy ulicy Langegasse, w obawie, iż może dostarczyć nowych informacji! Reszta, to tylko pozory!
Poruszyła się gwałtownie.
— Wprost z ust, wyjął mi pan te słowa! — zawołała w podnieceniu. — Morderstwo to świadczy tylko o tem, że pragnięto usunąć niedogodnych świadków, lub też ukarać ich za zdradę! Świadczy również, mojem zdaniem, że Ralf nie kłamał i wskazał nam prawdziwy trop! Ten przeklęty dom, posiada podziemia, na które, w czasie rewizji, nie umieliśmy natrafić! A w tych podziemiach znajduje się Stach! Kto wie, tylko, czy jeszcze żywy!
Szofer skinął głową.

— Oto i moje przekonanie — rzekł.

165