Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

dziwiając jej odwagę. — A czy nie zawiodą panią nerwy? Toć, nie jedna tam oczekuje niespodzianka i na niejedno, należy być przygotowanym!
Zaprzeczyła gwałtownie.
— Panie Zawiślak! Błagam pana, niechaj pan zabierze mnie ze sobą! Jestem wysportowana, zwinna, byle czego się nie przestraszę! Umiem władać bronią, strzelam dość celnie! Nie będę panu zawadą, a pomocą! Szczególniej, że wśród tych bandytów znajduje się kobieta i nie wiem dla czego, odnoszę wrażenie, że jest ona hersztem tej szajki! Och, nie ulęknę się i chętnie do walki z nią stanę!
— Skoro pani tego tak pragnie — odrzekł, nie śmiąc jej odmówić — pójdziemy razem!

Jak zostało postanowione, zakradali się do domu przy ulicy Langegasse, około północy. Sprzyjała im ciemna noc, bezgwiezdne niebo, a willa, w której mieścił się „Feniks“, tonęła w mroku i czyniła wrażenie uśpionej.
— Byle nas nie przyjęto za przestępców i nie pochwycono! — szepnął Zawiślak i zbliżył się do jednego z parterowych okien.
Sprzyjało im jednak, szczęście. W pobliżu nie widać było przechodniów, nie pojawił się żaden patrol policyjny, a szofer, z wprawą zawodowego włamywacza, wytłoczył okno i wskoczył do środka domu.
— Teraz pani kolej! — wyciągnął w stronę Jadzi ręce i wnet znalazła się obok niego.
Przez chwilę nadsłuchiwali uważnie. Lecz nic nie mąciło ciszy dokoła i nikt nie zauważył, że intruzi wtargnęli do środka tajemniczej willi.
— Potwierdza to tylko moje przypuszczenia! — mruknął Zawiślak. — Parter jest teatralną dekoracją, a wszystko odbywa się w podziemiach! Tam zastaniemy, tutejszych mieszkańców.

Ostrożnie, świecąc sobie latarkami, przebyli górne pokoje, znane im, z wczorajszej rewizji, nie napotykając po drodze żywego ducha. Kręconemi schodami, bez przeszkód, dostali się na dół i wre-

168