Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak! — wyrzekła Sonia — Skończyliśmy z jednym, a zaraz załatwimy się z tym drugim ptaszkiem! Sprawdź, tylko Godin, czy elektryczne druty do prochów zostały należycie założone! Bo, gdy i pan Korski znajdzie się w piecu, należy natychmiast wysadzić w powietrze podziemia!
Garbus, wraz z wysokim mężczyzną, podeszli do jednej ze ścian korytarza i badali tam jąkąś instalację.
— Wszystko gotowe! — oświadczył wreszcie garbus.
— Skoro gotowe i nikt nam nie przeszkodzi — oświadczyła kobieta — to możemy rozpocząć zabawę!
Zbliżyła się do Korskiego, który wciąż trzymał oczy zamknięte.
— Zamknąłeś oczy? — jęła swym zwyczajem szydzić — Takie wrażenie wywarła śmierć przyjaciela?
Milczał.
— Widzisz, co potrafimy zrobić z człowieka! — pastwiła się nad więźniem — I ciebie nie ominą te same tortury! Najprzód — lekko dotknęła palcami jego nogi — zmiażdżymy stopę, a później posuniemy się wyżej... He... he... Ciekawe.:: Chyba, że zgodzisz się wyznać hasło Brasina! Wówczas, gwarantpję bezbolesną śmierć! Sama ci dam truciznę, lub jeśli wolisz, w czasie wybuchu, w podziemiach zginiesz!
Nie odparł, ani słowa. Tylko, w duchu powtarzał błagalną modlitwę.
— Boże! — prosił — pozwól, bym zaraz umarł! By pękło mi serce! Niechaj ci oprawcy, nie cieszą się z mej męki, lub niechaj ta męka nie wyrwie mi jakiego nieopatrznego słówka!
Sonia obserwowała go bacznie.
— Milczysz? — syknęła — Zaraz zaśpiewasz! Godin, — przynieś tu szczypce!

Garbus znikł na chwilę w izbie, w której Mo-

179