Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

I powiodło im się, dziwnie. Bo, choć Jadzia z Zawiślakiem wypaliła jednocześnie, oboje chybili i żadnej krzywdy napastnikom nie uczyniły ich kule.
— A teraz...
Z konieczności zawiązała się walka. Ale, silny szofer szybko sobie poradził z przeciwnikiem. Zdzielił go najprzód mocno pięścią przez łeb, a później, gdy ten się zachwiał, wystrzeli do niego dwukrotnie.
— Ma dość! — pomyślał, widząc, że wysoki mężczyzna osunął się na ziemię.
Teraz obejrzał się gwałtownie. Lecz, jeśli on prędko odniósł zwycięstwo, nie można było tego powiedzieć o Jadzi. Sonia napadła na nią tak gwałtownie, że nie tylko wykręciła rękę, trzymającą browning, ale starała się zdusić ją drugą, za gardło. Choć, Dulembianka broniła się, jak mogła, znać było, że jej poczyna braknąć tchu.
— Puść! — krzyknął szofer, uderzając Sonię mocno po ramieniu.
Lecz Sonia ani myślała puścić. W tejże chwili, udało się jej,w yrwać browing z dłoni Jadzi i ten skierowała w kierunku szofera.
— Ach, tak! — krzyknął i bez namysłu wystrzelił. Jęk wydobył się z piersi Soni, palce wypuściły rewolwer i zatoczyła się na ścianę. Później powoli, poczęła się osuwać, krwawiąc na ziemię. Kula strzaskała jej ramię.
— Masz, czegoś chciała! — mruknął Zawiślak, podnosząc browning z podłogi, który wypadł z dłoni kobiety i chowając go do kieszeni. — Nie prędko, ukąsisz żmijo! Również, ci dwaj zbóje, zdaje się skonali!
Tymczasem, Jadzia już przypadła do Korskiego, który w obawie o jej los, z rozszerzonemi z przestrachu oczami obserwował przebieg walki.
— Sznury! Prędzej rozwiążmy te sznury!
Szofer również podbiegł do Korskiego.

— Oto, pan Zawiślak! — wskazała na szofera,

181