nę Jadzi i Korskiego. Gdyby podejrzanego ruchu, szofer nie był spostrzegł w porę. Dulembianka i jej narzeczony zostaliby ciężko poranieni, lub mieli głowy rozbite.
— Ty łajdaczko! — podbiegł teraz szofer do Soni i powalił ją na podłogę. — Mimo rany, się rzucasz? Czekaj, już ja cię skrępuje.
Pochwycił sznury, te same, któremi niedawno był skrępowany Korski i starannie jął wiązać ją. Najprzód otoczył nogi, a później przytwierdził zdrową rękę do ciała. Potem przewinął chustką zranione ramię.
— Nie poruszysz się prędko! — mruknął. — Zaczekasz w tym stanie, dopóki nie sprowadzimy policji! Ta ci nałoży lepszy opatrunek!
— Zaopiekuje się tobą — złośliwie dodała Jadzia — twój przyjaciel, komisarz Fitzkę! Lecz, tym razem, nie będzie mógł grać komedji!
Sonia leżała teraz nieruchomo, gryząc w bezsilnej złości wargi, a tylko jej oczy ciskały błyskawice. Tak wygląda drapieżnik, który wie, że z potrzasku się nie wyślizgnie.
Korski, z kolei, zbliżył się do niej. Za wszystkie swe cierpienia, nie mógł się powstrzymać, by choć słowami nie pomścić się na niej.
— Potworze! — rzekł, patrząc na nią z pogardą. — Mógłbym się nad tobą znęcać i pastwić, jak ty to pragnęłaś uczynić ze mną! Lecz, zbyt szanuję samego siebie, żeby poniżyć się do tego stopnia! Choć zasłużyłaś na to! Czy wiesz, co ona zrobiła? — zwrócił się do Jadzi, wskazując na związaną Sonię. — Pochwyciła Morena..
— Morena! — wykrzyknęli jednocześnie Dulembianka i Zawiślak. — Więc, słuszne były nasze przypuszczenia!
— Pochwyciła Morena, gdyż wyznał wam, gdzie się znajduję i storturowała go tak, że był niepodobny do człowieka! Wybiła mu oko, zmiażdżyła stopę, poodrywała ciało od kości! A gdy konał, jeszcze żywego, wrzuciła do pieca! — wzniósł rękę w kierunku straszliwych drzwiczek. — Bo, te piece, to