Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

skarżyła się ojcu, doszło pomiędzy nami do bardzo przykrej sceny i oświadczył on mi, że o ile, nie nagnę się do jego woli i nie będę zachowywała uprzejmie wobec Dordonowej, wyprosi mnie ze swego domu!
Poprzeczna zmarszczka przecięła czoło Korskiego.
— I tyś postąpiła lekkomyślnie! — wymówił. — Tu nie straszna jest pogróżka, że masz się usunąć z jego domu! Posiadasz trochę pieniędzy po matce, ja zarabiam jako tako, przyśpieszylibyśmy ślub i dalibyśmy sobie radę...
— Właśnie o tem myślałam!
— Ale, gdy zerwiesz z ojcem i stracisz na niego wszelki wpływ, opanuje go ta Dordonowa! A do tego, za wszelką cenę nie należy dopuścić! I ja mam przekonanie, że zgubi ona twego ojca!
Urwała. Po chwili milczenia, Jadzia, pierwsza rzuciła zapytanie.
— A tyś nie zebrał o niej żadnych informacyj? Bo, dotychczas nasza nienawiść do tej osoby, jest raczej oparta na moralnem przekonaniu, niźli na mocnych dowodach! Nie dowiedziałeś się nic o jej przeszłości?
Korski powoli zapalał papierosa.
— Owszem! — odrzekł. — Rozpytywałem się o nią umyślnie różnych znajomych, to i owo, zdołałem pochwycić. Podobno, w Rumunji, skąd przybyła przed kilku miesiącami, wiodła życie niespokojne! Ni to kokota, ni to awanturnica! Jakiś bardzo zamożny człowiek skończył przez nią samobójstwem! Wszystko są to jednak dość nieuchwytne fakty, ale najważniejsze...
— Najważniejsze?

— Panią Dordonową łączy bardzo bliski stosunek z niejakim Ralfem Morenem, byłym zawodowym tancerzem i bardzo nieciekawym osobnikiem. Prawdopodobnie, zgoła nawet inaczej, brzmi jego istotne nazwisko. Gdziekolwiek ona się pojawia i on tam natychmiast przybywa. Lecz Dordonowa umie się

31