Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

Placyk, na którym się znajdowali, był pusty i ciemny. Moren zaś, nie dawno wśród zagranicznych bandytów odbył szkołę. Umiał strzelać przez podszewkę. To też, choć Zawiślak bacznie obserwował jego ruchy, spodziewając się jakiejś zdrady, pocisnął za cyngiel browninga, który ściskał od dłuższego czasu w kieszeni. Padł przytłumiony strzał, a szofer z głuchym jękiem zwalił się na ziemię.
— Dowiedziałeś się? — mruknął złośliwie Moren i pochylił się nad leżącym.
Miał on teraz oczy zamknięte a ze skroni spływała cienka struga krwi.
Byłby może Moren, wystrzelił powtórnie, chcąc się całkowicie upewnić w śmierci swego wroga, lecz w tejże sekundzie, na drugim końcu placyka zabrzmiały czyjeś kroki.
— Chyba wystarczy? — pomyślał. — Umarł! — i raptownie rzucił się do ucieczki.
Rychło, nie zatrzymywany przez nikogo, zniknął w mroku zaułków.

ROZDZIAŁ VII.
PANI CZUKIEWICZOWA DAJE ZNAK ŻYCIA...

Przez kilka następnych dni, Korski w dalszym ciągu napróżno poszukiwał w pismach, choć najdrobniejszej wzmianki o śmierci Brasina. Gazety milczały, jakgdyby nigdy nie miał miejsca podobny wypadek.
Trawiony ciekawością, postanowił udać się do komisarjatu, do którego należał posterunkowy, sporządzający protokuł i tam rozpytać się o wszystko.
Komisarz przyjął go nadzwyczaj uprzejmie, lecz nie zaspokoił jego ciekawości.
— Wiemy, kim był zmarły! — rzekł. — Lecz, z różnych względów nie podajemy wiadomości do gazet! I panu nie udzielę bliższych szczegółów, gdyż dochodzenie jest w toku! Ale, wydaje mi się, że Warszawa będzie miała nielada sensację!...

— A nazwisko? Nazwisko zmarłego, który wyszeptał, że go otruto?

43