Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

po śmierci Brasina, nie mam nikogo, ktoby mnie wsparł pomocą, lub radą.
Teraz, przysunęła się już całkiem blisko. Toczona jej nóżka, jakby niechcący wysunęła się z pod sukienki, aż po kolano, przepojone aromatem perfum włosy muskały twarz Korskiego, a jej rączka mocno ściskała jego ramię.
— Ależ, kobieta! — pomyślał i drgnął, niby przebiegł go po plecach tok elektryczny. Choć musi mieć koło czterdziestki, gdybym tak nie kochał Jadzi, to...
Ona, tymczasem, przekonana o swem zwycięstwie, gdyż tylu ludzi już w życiu udało jej się uwieść temi środkami, przemawiała czule dalej. W rzeczy samej, potrzebny jej był teraz koniecznie oddany pomocnik i sądziła, że łatwo zdobędzie Korskiego.
— Otóż, znalazł się pan przypadkiem na mej drodze. Wie, więcej od innych! Gdyby, pragnął pan zostać takim moim przyjacielem, nie miałabym dlań tajemnic! Aczkolwiek, różne mogą nas oczekiwać niebezpieczeństwa, przypuszczam, że stokrotnie opłaciłaby się podobna przyjaźń, tem więcej, że tu o bardzo duże sumy chodzi...
Prawie cała już opierała się o niego i była przekonana, że lada chwila porwie ją w swe ramiona, zgniecie w potężnym uścisku i zawoła, że na wszystko się zgadza.
Ale, Korski odsunął się gwałtownie i postanowił uwodzicielkę wyprowadzić z błędnego mniemania.
— Łaskawa pani! — rzekł. — W dalszym ciągu nie wiem, o co jej chodzi! Mimo, poprzedniej zapowiedzi, nie powiedziała mi pani nic nowego, natomiast nadmieniła, że pragnie posiąść oddanego przyjaciela! Ja, mam nim zostać? Hm... Gdybym znał całą prawdę, może służyłbym i nadal pomocą i radą! Lecz, nie mogę się pani poświęcić w żadnym wypadku, w tej mierze, jakby tego pani pragnęła...
Twarz ładnej kobiety poczerwieniała i odbiło się na niej wielkie rozczarowanie.

— Czemu? — wyrzuciła przytłumionym głosem,

47