minając sobie, opowiedzianą jej przez Korskiego tajemniczą historję o Czukiewiczowej i Brasinie. — Zapewe, miał do niej jakiś interes.
— Znajdował się w jej sypialni!
— Niemożebne!
Policzki panny Jadzi raptownie poczerwieniały. Jak można już było spostrzec z paru poprzednich jej gwałtownych scen z ojcem, posiadała ona bardzo porywczy charakter. A również, kochając Korskiego pierwszą swą miłością, była o niego mocno zazdrosna. Niespodziewana to wiadomość, uderzyła ją, niczem sztylet w serce, ale jeszcze nie chciała jej wierzyć.
— W sypialni? Kłamstwo!
Moren, uznał za stosowne się wmięszać.
— Tam ukrywał się pan Korski, a nawet prosił mnie — zełgał bezczelnie — abym nikomu nie powtarzał o tym fakcie, panią zapewne, mając na myśli. Może i zachowałbym tę małą przygodkę miłosną, pana Korskiego, w tajemnicy, gdyby nie jego poprzednie intrygi i insynuacje.
Nie wiadomo, co na to odpowiedziałaby Jadzia, bo poryw zazdrości, hamowało podejrzenie, iż Moren umyślnie przesadza. Ale, w tejże chwili w przedpokoju zabrzmiał niecierpliwy dzwonek, a po upływie kilku sekund, do gabinetu wpadł spocony i zadyszany Korski, we własnej osobie.
— Oto, Stach! — wykrzyknęła ucieszona. — Najlepiej, on tą tajemniczą historję nam wyjaśni!
Korski powiódł wzrokiem, po znajdujących się w gabinecie osobach i zauważył ich miny. Nie zdziwiło go to bynajmniej, bo odrazu przypuszczał, że Moren, prosto od Czukiewiczowej, pobiegnie ze swemi rewelacjami do dyrektora Dulemby.
— Zdąrzył pan tu się znaleźć! — wymówił, mierząc Morena, wzgardliwym wzrokiem.
Dulemba szybko wyrzekł:
— Pan Moren, który jako brat pani Marty, częściowo należy do naszej rodziny, zdążył nam już opowiedzieć o pańskiem dość dziwnem postępowaniu! Podobno, zastał go w sypialni, niejakiej Czu-