kiewiczowej, osoby, o mocno nadszarpanej opinji! Zaiste...
Korski szybko przerwał, chcąc jaknajprędzej wyjaśnić sytuację.
— Czy pani Czukiewiczowa ma zaszarganą opinję, niewiem, bo znalazłem się u niej w pewnej sprawie, o której dobrze jest nawet poinformowana Jadzia! Przybył do niej niespodzianie, ten pan — wskazał na Morena — a ponieważ uważa go ona za niebieskiego ptaka i szantażystę, schowała mnie do swej sypialni, chcąc uchronić od zetknięcia z nim. Rzekomy, pan Moren, zauważywszy, iż pani Czukiewiczowa ukryła kogoś, dostał się tam przemocą i obecnie, gwoli podłej intrygi, wykorzystuje sytuację! Oto, faktyczny stan rzeczy, a teraz?
Ralf, słysząc te słowa, nawet nie drgnął. Natomiast Dulemba, zawołał porywczo:
— Prosiłbym pana, panie Korski, miarkować się w wyrażeniach! Niezbyt to szlachetnie, przytaczać na swe usprawiedliwienie, zręcznie ukutą bajeczkę, ale i człowieka, który przez uczciwość mnie o panu ostrzega, obrzucać stekiem wymysłów! Obraża pan mego gościa! Jakiem prawem, nazwał pan, pana Morena, niebieskim ptakiem i szantarzystą, a nawet jego nazwisko podał w wątpliwość?
Korski wytrzymał gniewny wzrok dyrektora.
— Bo dzięki właśnie, pani Czukiewiczowej — odrzekł — zebrałem o tym jegomościu dobre informacje! To ja, przychodzę, aby go zdemaskować!
Twarz Jadzi zmieniła nagle wyraz i zajaśniało na niej, coś w rodzaju uśmiechu. Natomiast, Dulemba, skrzywiwszy się, powtórzył:
— Pan?
— Tak! — wyrzucał teraz gorączkowo z siebie posiadane informacje. — Ten pan, nigdy nie nazywał się Morenem, a prawdziwe jego nazwisko brzmi: Antoni Grzela. Był on najprzód czeladnikiem w jakimś warsztacie, później pikolakiem w restauracji, a następnie zawodowym tancerzem. Jego przeszłość jest pełna ciemnych sprawek, a nawet przed dłonią sprawiedliwości, musiał uciekać zagranicę. W Ru-