munji, napotkał on zacną panią Martę Dordonową — podkreślił z przekąsem — z którą wszedł w zażyłą przyjaźń, lecz nigdy nie był jej bratem! Tak jest, panie dyrektorze! Posądzenia, jakie żywiłem przeciwko tej parze oddawna, znalazły całkowite potwierdzenie!
Dulemba nagle zbladł i widocznie zatrzęsły mu się ręce.
— Co pan, na to, panie Moren? — wyrzucił głucho.
Łotr, nadal stał uśmiechnięty i zdawało się, że zarówno wymysły, jak i kompromitujące go słowa Korskiego, nie czynią na nim najlżejszego wrażenia. Postąpił kilka kroków, w kierunku dyrektora, który siedział za biurkiem i spokojnie oświadczył:
— Pan Korski, w swej wściekłości, obrzuca mnie potokiem obelg i gołosłownych insynuacji! Ja, z mej strony, składam pisemne dowody! Oto, najlepsza odpowiedź!
Sięgnął powoli i pewnie do kieszeni, wyjął z tamtąd jakieś dokumenty rozprostował je i złożył przed dyrektorem.
— Służę! Może te metryki przetną, nareszcie, wszystkie kłamstwa, pana Karskiego! Z nich łatwo można się przekonać, czy Marta jest, czy też nie jest moją siostrą!
Dulemba pospiesznie pochwycił papiery i począł je odczytywać. Jadzia, nie mogąc pohamować swej niecierpliwości, podbiegła do ojca i pochyliwszy mu się przez ramię, wpiła się wzrokiem w papiery. Tylko Korski, pozostał na miejscu, osłupiały ze zdziwienia.
Moren tymczasem, uważał za stosowne dodać:
— W rzeczy samej, zarówno moje, jak i siostry nazwisko brzmi Grzela! Pochodzimy z ubogiej, robotniczej rodziny i wcale nie zamierzamy tego ukrywać! Marta wyszła za mąż za inżyniera Dordona, który zmarł przed paru laty, wobec czego obecnie zwie się Dordonową, ja zaś poświęciwszy się artystycznej karjerze, przybrałem pseudonim Ralfa Morena! Oto, prawda! Co zaś się tyczy reszty kalumnji