— Nie powiem ci tego, coś posłyszał od ojca! — z jej piersi wyrwały się gwałtowne wyrazy. — Ale dobrze się jeszcze namyślę, zanim zdecyduję się wyjść za ciebie zamąż!
— Jadziu! — wykrzyknął z rozpaczą.
Ale ona wybuchnęła niespodziewanie płaczem i wybiegła do swego pokoju. Podążył za nią, lecz ta próba pogodzenia się z narzeczoną pozostała bezowocna. Bo, panna zamknęła się na klucz i mimo natarczywych stukań Korskiego nie chciała drzwi otworzyć, a nawet nie odzywała się ani słówkiem.
— Czy ja oszalałem, czy też ona? — pomyślał z pasją i nie mogąc uczynić inaczej, opuścił mieszkanie Dulembów.
Jak nieprzytomny, pędził ulicą, na oślep, przed siebie, roztrącając przechodniów. Dopiero, gdy prze był kilkaset kroków, nieco ochłonął i przystanął.
— Jadzia uspokoi się i sama zrozumie, jak postąpiła ze mną niesprawiedliwie! — starał się pocieszyć w duchu. Ależ, ładnie urządziła mnie, ta Czukiewiczowa!
Nagle w jego głowie zrodził się nowy plan.
Skoro Czukiewiczowa swemi informacjami, naraziła go na takie przykrości, ona jedna może wytłomaczyć, znając dobrze Morena, co znaczy ta hi storja z metrykami i ona jedna może udobruchać Jadzię. Nawet, gdyby siłą miał ją sprowadzić do narzeczonej, by osobiście wyjaśniła niedorzeczne nieporozumienie.
Nie namyślając się długo, zawrócił w kierunku Kredytowej, niepomny, że każda wizyta u Czukiewiczowej kończyła się dlań fatalnie.
Zapadał już mrok, a na ulicach zapalano latarnie, gdy po marmurowych schodach, wbiegł na pierw sze piętro wytwornej kamienicy. Otworzyła mu pokojówka a Czukiewiczowa, znajdowała się w domu. Mało nie obalił służącej, tak raptownie wpadł do mieszkania i pospiesznie zrzuciwszy w przedpokoju palto, znalazł się w saloniku.
Siedziała tam Czukiewiczowa, jakaś blada