się mścić! A dyrektora niewiele nawet wzruszy ciemna przeszłość Morena! W jednym tylko wypadku znienawidziłby go, gdybyśmy udowodnili, że Marta wraz z Ralfem oszukiwali Dulembę!
Wszystkie te rzeczy, wiedział Korski doskonale i bez Czukiewiczowej.
— Wyszedłem na intryganta i kłamcę — wołał w podnieceniu. — Moja narzeczona, panna Jadzie przypuszcza niesłusznie, że bliski stosunek mnie łączy z panią! Doszło już do tego, że mi zarzuciła, iż historja z Brasinem i cała moja przygoda, są tylko zmyśloną bajeczką!
— Taka zazdrosna! — zauważyła, zerknąwszy nań dziwnie.
— Widocznie! Pani Marjo! Niechaj mnie pani ratuje! Pani jedna może wyjaśnić te idjotyczne nieporozumienia! Proszę więc, usilnie! Niechaj, pani, sama rozmówi się z Jadzią i wszystko jej wytłumaczy!
Znów padło z jej oczów nieokreślone spojrzenie.
— Dobrze! — rzekła, powstając z miejsca. — Naraziłam pana niechcący na znaczne przykrości i moją rzeczą jest je usunąć! Natychmiast, zatelefonuję do panny Dulembianki. Jaki jest, jej numer?
A gdy wymienił go, wyszła do przedpokoju, gdzie znajdował się, zawieszony na ścianie, telefoniczny aparat, Korski zaś pozostał w salonie.
Lecz próżno nastawiała pani Marja automatyczne cyfry — aparat milczał, jak zaklęty.
— Zepsuty? — przebiegło w jej myślach. — Kie dyż zdążył się popsuć, wszak rozmawiałam niedawno!
W tejże chwili, u wejścia, rozległ się dzwonek.
— Któż to taki? — zdziwiła się. — Otworzyć, czy nie otwierać! A nuż, nowa niemiła niespodzianka?
Lecz, przemogła ciekawość. Rozwarła drzwi — i natychmiast odskoczyła z okrzykiem przerażenia.
— Boże!
Do przedpokoju wślizgnął się wysoki mężczy-