Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc teraz dopiero, wychodzisz od swej kochanki? — syknęła z gniewem. — Natychmiast, po scenie u nas, pobiegłeś do niej?
Zrozumiał, w jak ciężkiej sytuacji znów się znalazł, znając zazdrość Jadzi.
— Posłuchaj... — począł, myśląc z obawą, co nastąpi, jeśli ona, jak poprzednio w porywie uniesienia, nieda mu ani dojść do słowa, ani się wytłomaczyć.
W rzeczy samej, przerwała.
— Chciałam się przekonać, co robisz? Miałam wyrzuty sumienia, że może posądzałam cię niesłusznie i postąpiłam z tobą niesprawiedliwie! Skoro tylko ochłonęłam nieco, telefonowałam, raz za razem do ciebie! Telefon, milczał, oczywiście, jak zaklęty! Wtedy, w mojej główce zrodziła się myśl... A nuż, kochany Stasieczek, który udawał takie oburzenie i wykłamywał się ślicznie, pobiegł do Czukiewiczowej? Pobiegł, żeby wstrętnej babie oświadczyć, iż ją tylko kocha i ponieważ poróżnił się, ze mną, do niej należy niepodzielnie! I cóż? Przyszłam tu, aby to sprawdzić... i Stacha przyłapałam...
— Jadziu! — wyrzekł energicznie. — Poprzednio, nie pozwoliłaś mi się wytłomaczyć i stąd powstało nieporozumienie! Może teraz, zechcesz wysłuchać spokojnie, co ci powiem, a wtedy sama dojdziesz do przekonania, jak niedorzeczne są twe zarzuty!
— Słucham? — wymówiła, na pozór łagodnym tonem, lecz ktoby ją dobrze znał, odgadłby wnet, że drży w niej wewnątrz wszystko i bliską jest nowego, gwałtownego wybuchu.
— Więc — tłomaczył, usiłując daremnie ująć ją pod ramię, które odsunęła szorstko — po scenie z tobą, istotnie udałem się do pani Czukiewiczowej, aby ją uprosić, gdyż nie pozostawało innego wyjścia, aby ona porozumiała się osobiście i ci wytłomaczyła, że cię nie oszukiwałem i wszystko, coś posłyszała z mych ust jest prawdą!
— Zgodziła się?
— Naturalnie! Jutro, z rana, ma zatelefonować!

— Hm! — ironiczny uśmiech przebiegł po twa-

67