nięty browning, lub nóż. W najlepszym zaś wypadku, grożą jej zniszczeniem całkowitem tego, co posiada, zdemolowaniem kawiarenki i wyrzuceniem na bruk...
— Niemożebne! — zawołała Jadzia, pojąwszy, że przyjaciółka nie straszy daremnie. Toć podobne historje dzieją się tylko w kryminalnych powieściach! Przecież...
— Chcesz powiedzieć — przerwała tamta — że można poskarżyć się władzom! Czasem na takiej skardze, wychodzi się gorzej, niźli na milczeniu. Istnieje tu pewna banda, o której wszyscy gadają głośno, a przeciw której nikt jawnie nie ośmielił się wystąpić!
— Jaka?
— Banda Tasiemeczki! — wymówiła z gniewem — Śmieszne nosi on nazwisko, lecz zbój to nad zbóje! Teraz ten Tasiemeczka zawziął się na mnie! Wciąż nachodzi z oświadczynami! Sama pojmujesz, co z tego może wyniknąć! Dostać się w szpony ohydnego draba, który nie waha się nawet przed morderstwem, to zginąć! A przeciwstawić mu się, oznacza również zgubę! Sama już nie wiem, co robić, chcę rzucić kawiarenkę i uciec!...
— Ależ — głos Jadzi zabrzmiał porywczo, a na myśl jej przyszło nowe spostrzeżenie — czemuż w podobnych warunkach, nie postarałaś się o opiekę męską? Toć, gdybyś miała męża, lub narzeczonego, ustałyby napaści i nie doszłoby do tego, że aż nosisz się z zamiarem zlikwidowania kawiarenki!
— Miałam go, niestety! — z piersi tamtej wyrwał się cichy szloch i teraz dopiero spostrzegła Dulembianka, że jej oczy noszą ślady łez. — Miałam i go zabito! Felka Zawiślaka! Bo znikł, w niepojęty sposób od tygodnia i jestem przekonana, że sprzątnął go Tasiemeczka, aby mu nie zawadzał w zdobyciu mojej osoby!
Jadzia wzdrygnęła się lekko.
— Powiadasz, że zabił twego narzeczonego, Zawiślaka? Nic nie wspominałaś mi o tem, kiedy spot-