tych, którzy pragnęli mnie wyprawić na tamten świat! Ale, później o tem! Teraz, musimy zakończyć naszą rozmowę z panem Tasiemeczką!
Zmierzył go wzgardliwym wzrokiem, wyciągnął rękę w kierunku wyjścia, rzucając jedno, krótkie słowo:
— Precz!
Tasiemeczka, zdołał już ochłonąć z wrażenia. Znać było, że jest wściekły, pragnie pomścić swą porażkę i nie odejdzie łatwo.
— Precz! — jeszcze dobitniej wymówił Zawiślak.
Miast odpowiedzi, Tasiemeczka wykonał jakiś nieokreślony ruch, jakby zamierzając rzucić się na Felka, lub też wyciągnąć broń z kieszeni.
Ale, Zawiślak, nauczony doświadczeniem, wzniósł do góry browning, który od dłuższej chwili trzymał w swem ręku.
— Słuchajno — no! — rzekł, patrząc mu prosto w oczy. — Jak krwi rozlewem się brzydzę i muchy nie skrzywdziłbym nawet, tobie najspokojniej wpakuję w łeb kulę! Rozumiesz? I najspokojniej cię zastrzelę, o ile kiedykolwiek jeszcze, ośmielisz się nachodzić tę kawiarenkę!
Zabrzmiał cichy gniewny pomruk. Tasiemeczka, pojął, że na dziś, przegrał sprawę. Warcząc jakieś niezrozumiałe słowa, jął się cofać powoli, jak cofa się dzikie zwierzę, przed groźnym stalowym prętem swego pogromcy. Dopiero, gdy znalazł się na dole, tuż przy drzwiach, wiodących z kawiarni na ulicę, rzucił w stronę Zawiślaka postępującego wciąż za nim, z podniesionym do góry browningiem, pogróżkę:
— Porachujemy się jeszcze!
— O, tak! Porachujemy! — odparł tamten również z gniewem. — Bo, nie spocznę, łajdaku, dopóki nie znajdziesz się za kratą!
Gdy znikł groźny opryszek, spadł jakby przygniatający wszystkich ciężar. Lodzia, podbiegła do narzeczonego i jęła całować i ściskać go serdecznie.
— Felku! — mówiła wzruszona. — Jakżeż jestem szczęśliwa, że cię widzę! Co się z tobą działo?