Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

A oto, moja przyjaciółka wskazała na Jadzię, na którą Zawiślak wciąż spozierał pytająco. — Córka, dyrektora Dulemby! Zaraz ci wytłomaczę, skąd u mnie się znalazła! Lecz, ty przódy opowiadaj o sobie! Masz głowę obandażowaną? Napadnięto na ciebie? Uległeś nieszczęśliwemu wypadkowi?
Zawiślak uśmiechnął się lekko.
— Chciał mnie sprzątnąć ktoś o kim za wiele wiedziałem. Na szczęście, trafił niezbyt groźnie w głowę. Może i byłby wykończył następnemi strzałami, ale spłoszyli go przypadkowi przechodnie! Odnaleźli mnie oni i przenieśli do szpitala, gdzie spędziłem kilka dni na kuracji! Ale, czyż nie otrzymałaś Lodziu, mojej kartki? Zawiadamiałem cię, w krótkich słowach ze szpitala, co mi się przydarzyło i prosiłem, abyś zechciała mnie odwiedzić! Byłem, bardzo niemile nawet tem dotknięty, żeś nie przyszła do mnie!
— Kartki? — zawołała ze zdumieniem. — Nie otrzymałam żadnego listu! Ja, również, nie wiedziałam, o sądzić o tem wszystkiem...
Pokiwał głową, w zamyśleniu.
— Dziwne? — mruknął. — Bardzo dziwne? Czyżby ktoś umyślnie przejął i zniszczył tę kartkę? Nie rozumiem...
Ale Lodzi było pilno dowiedzieć się bliższych szczegółów.
— Więc, cudem ocalałeś! — zawołała, tłumiąc siłą cisnące się do oczów łzy, na wspomnienie niebezpieczeństwa, jakie groziło narzeczonemu. — Lecz, kim jest ten zbój, który pragnął cię zamordować? Znasz jego nazwisko?
Pokiwał głową, niby rozważając coś ze wstrętem.
— Czy ja znam? — odrzekł powoli — Doskonale! — Pragnął mnie zamordować, mój towarzysz z lat dziecinnych, przez którego o mało niewinnie nie siedziałem w więzieniu! Bom żądał, aby został uczciwym człowiekiem!
— Któż taki?

— Antek Grzela, z którym wychowywałem się

81